Info
Ten blog rowerowy prowadzi roofoos z miasteczka Skierniewice. Mam przejechane 8694.40 kilometrów w tym 1429.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.81 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 2400 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2013, Sierpień2 - 0
- 2013, Lipiec2 - 2
- 2013, Czerwiec1 - 0
- 2013, Maj3 - 0
- 2013, Kwiecień2 - 4
- 2012, Wrzesień2 - 1
- 2012, Sierpień8 - 0
- 2012, Lipiec12 - 2
- 2012, Czerwiec10 - 3
- 2012, Maj7 - 6
- 2012, Kwiecień7 - 10
- 2012, Marzec11 - 2
- 2012, Luty2 - 0
- 2012, Styczeń2 - 0
- 2011, Grudzień2 - 0
- 2011, Listopad3 - 0
- 2011, Październik2 - 0
- 2011, Wrzesień8 - 2
- 2011, Sierpień7 - 22
- 2011, Lipiec6 - 28
- 2011, Czerwiec11 - 42
- 2011, Maj14 - 25
- 2011, Kwiecień11 - 12
- 2011, Marzec8 - 11
- 2011, Luty2 - 0
- 2011, Styczeń2 - 0
- 2010, Listopad13 - 0
- 2010, Październik6 - 0
- 2010, Wrzesień6 - 0
- 2010, Sierpień14 - 0
- 2010, Lipiec8 - 0
- 2010, Czerwiec9 - 0
- 2010, Maj8 - 0
- 2010, Kwiecień13 - 0
- 2010, Marzec14 - 0
- 2010, Luty5 - 0
- 2010, Styczeń1 - 0
- DST 63.00km
- Teren 50.00km
- Czas 02:57
- VAVG 21.36km/h
- Sprzęt A4
- Aktywność Jazda na rowerze
PB2012 - Sochaczew
Niedziela, 24 czerwca 2012 · dodano: 25.06.2012 | Komentarze 1
No i przyszedł wreszcie czas, na 1szy start roofoosa w tym sezonie. Dłuuugo się wiara musiała wykazywać cierpliwością - ale co począć? Taka karma...
Tym razem upośledzony w zmysł wzroku los rzucił nas do Sochaczewa. PolandBike. Debiut. Jako, że to za miedzą, można spokojnie się wysp(r)ać, pojeść, spakować i podbić do biura zawodów, nim jeszcze pierwsze śledzie namiotu-bazy dziabną glebę. No i zgubić pulsaka można, a co? W końcu te 3h trzeba jakoś mądrze zagospodarować nie??
Strzeliło jak z bicza i już musielismy meldować się w sektorach. Tym razem na dzień dobry - zaszczytny 6ty. Qrwa - OSTATNI czyli w tym cyklu. Spooooko, nie z takich tyłów się wygrywało...
Wszystko pięknie ale kiedy tak stoimy i mimowolnie przysłuchujemy się problemom urastającym do rangi kataklizmu, ja informuję swego amigo, że plan "nie napierdalać do odcięcia od startu" nie zostanie dziś wdrożony - wrzucam blat i znikam bo mam dość tego towarzystwa.
Tak też robimy. Nim animator skończy słowo "start" my już jesteśmy gdzieś koło Roztoki... Nooooo, może nieco bliżej. Całkiem bliżej. W kazdym razie, asfalcik i realizujemy plan B, który zawsze staje się planem A - naqrwiamy ile fabryka dała - także jak wskakujemy po 6-7kmach na 1szą tego dnia szutruweczkę, licznik pokazuje 36km/h i magiczny znak "-" - znaczy słabo jedziesz roofoos - poniżej
średniej!!
Qrwa, zaciągnąłem się nieco - Yap! - w powietrzu zalatywało trupem....
Ale znów - czy to 1szy raz??
Na początek szuterek i ... wreszcie upragniony pioch. Lecę za Exarem, wszystko pięknie i nagle jeden z tych "asfaltowych niedoścignionych" stanął przed trudnym wyborem - wyjebac sie na lewą stronę, czy tez na prawą? Wybrał moją - chyba mu podpowiedziało moje "prawa wolna" - więc koncertowo pierdolnął, a ja w niego. Wycedziłem tylko ciche "kuuuurwaaaaa" i przez głowę mignęła mi tylko myśl "trzeba było jechac jeszcze szybciej po asfalcie - może by cię nie odcieło na górce co ma 2 metry wysokości".
Ale jak wspomniałem - tylko mignęła, bo tu piochu tyle, ziom spierdziela, maszynę w garści, siebie do piooonu i gonimy. Na początku z buta, ale za kilka minut siedzę już na kole. Tym właściwym.
I tak dobre 30km.
Nie miałem pojęcia jak rozłożyć siły, bo jeszcze w takim wypadzie nie brałem w tym roku udziału. Pomyślałem, że polecę tak jak grupki podają i tak jak dam radę. Dłuższy czas Exar dyktował tempo, a poniewaz mi pasiło to tak sobie podziwiałem jak pracuje Brain. (Nie mój...)
Powiem więcej, chyba potrafię "zasymulować" już każde zachowanie tylnego koła Epica, na kazdej przeszkodzie :)))) Luuuubię to diabelstwo ]:->
I tak sobie turlamy koła.
Na 1ym bufecie chwytam iso. Pic sie chce, w bidonie pluska - znaczy wysychają zapasy. Wrzucam do kiermany, bo technika nie pozwala w tym miejscu puścić jedną ręką kiery... Nie cieszy to ale - życie. Lecę dalej czekając na bardziej sprzyjające warunki. Niestety te nie nadchodzą, za to iso odchodzi - z kiermany ch** wie gdzie. Popiłem :(( Od razu mi się jakoś rześko zrobiło - nie ma to jak dobry stuff :D
Wysysam to co osadziło sie na ściankach bidonu od wewnątrz i naginam dalej za Exarem. Przy nawrocie w Roztoce wychodze na szpicę. Szpiker zapowiedział, że to Karpaty Mazowsza. Pierdolił głupoty. Ale pagórki zacne. No i obsypane piochem jeszcze zacniej. 1szy z buta, żeby nie było, że nie doceniam :)) następne w siodle. Jest nas kilka osób, zerkam do tyłu - trzymają się. Na podjazdach deczko podkręcam - zostają minimalnie, ale na zjazdach łapę oddech, a oni dochodzą. Generalnie strasznie mnie jara ten odcinek. Do tego stopnia, że zapominam na którymś zakręcie odbić w lewo i przecinam prosto :)))) Ale szybko wracam, a jeszcze szybciej zamulam w piachu. Kilka meterków z bucika - nikomu nie zaszodzi. To już ostatnie tego dnia.
I jedziemy.
Na ok 46tym kilometrze idzie fajny pociąg. Exar, ma coś takiego, że lubi od razu się złapać. Ja w zasadzie też, ale jakoś bardziej na szosie. Skaczemy, a za kilka chwil mojemu przyjacielowi odcina prąd. Te pocągi w mtb to takie zdradliwe. Bo tempo mniejsze ale pary idzie w to od groma. Jak się ma dobrą technikę to można z tyłu odsapnąc, ale jak jesteś ujechany solidnie to może być odwrotnie bo jazda na kole po dziurach wymaga jeszcze większego skupienia. No i dobra, trochę uspokoilismy, trochę pogadaliśmy, deczko go podholowałem i dolecieliśmy do 2ego bufetu. Tam przystań, zatankowałem pod korek, bo nie było już NIC i śmigamy dalej. Trochę mi gringo podupada na trudniejszych odcinkach ale czekam - dziś zwycięstwo nie jest ważne - dziś jest team spirit - jak sie tyle wlekliśmy razem to jakoś dotelepiemy się razem. Nawet w pewnym momencie gringo skacze do przodu - podoba mi się to - walczy, ale na rekord to i tak już nie idziemy :D
Wpadamy na stadion, ostatnia prosta, dochodzimy jeszcze jakiegoś słabo finiszującego, krzesam w zioma ostatnie tchnienie - łykamy pacjenta i meldujemy sie na kresce. Exar wjeżdża jak król - z doborową obstawą po lewicy :))
Było MEGA klawo.
Niestety trening z dupy więc były i skurcze i chwile słabości ale jakoś przewalczone.
Gdybym lżej nieco pojechał odcinek między 6-30km to myślę, że mógłbym złamac te i tak średnie 2h50min.
Ale to następnym razem... w Zagnańsku bodajże... ]:->
Dzięki Amigo za wspólną masakrę!!
A później już tylko od eR do E do eL do A do Ka do eS...