Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi roofoos z miasteczka Skierniewice. Mam przejechane 8694.40 kilometrów w tym 1429.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.81 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 2400 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy roofoos.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2011

Dystans całkowity:477.00 km (w terenie 178.00 km; 37.32%)
Czas w ruchu:12:24
Średnia prędkość:21.53 km/h
Maksymalna prędkość:41.00 km/h
Maks. tętno maksymalne:181 (93 %)
Maks. tętno średnie:163 (84 %)
Liczba aktywności:11
Średnio na aktywność:43.36 km i 1h 46m
Więcej statystyk
  • DST 50.00km
  • Sprzęt PUCH
  • Aktywność Jazda na rowerze

fxc week 11

Czwartek, 30 czerwca 2011 · dodano: 01.07.2011 | Komentarze 0

W tym tyg aktywna regeneracja. Temperatury powyżej 20stopni nie są moim sprzymierzeńcem w treningach. Jeszcze ostatnia mobilizacja na Szydłowiec i przerwa.


Kategoria fxc2011


  • DST 40.00km
  • Teren 40.00km
  • Czas 02:27
  • VAVG 16.33km/h
  • Sprzęt A4
  • Aktywność Jazda na rowerze

Galiński MTB Marathon - Gielniów 2011

Niedziela, 26 czerwca 2011 · dodano: 27.06.2011 | Komentarze 7

Obudziłem się ściurany po sobotniej robocie. Kręgosłup słabo, ręce słabo, nogi słabo.
Ale nic, nie ma co się za długo zastanawiać jak to wszystko "nie tak miało być", trzeba się pakować i w drogę.
Docieram na miting pojnt, melduje się smskiem, odzew "kurde, punktualny jesteś, ja się zawsze spóźniam... będę za jakieś 10min" Ok, ok. Mam czasu troszkę, psiknę na amorka deczko bruna- niech ma i podkręcę przerzuteczkę przednią bo coś harcze.

Jest fura, pakowanko, kanapki(!) w łapę i w drogę.
Daleko nie jest więc docieramy migiem (dla najmłodszych, wychowanych na taczfonach: taki radziecki samolot bojowy)
Na miejscu rejestracja, przytulenie giftów, a to wszystko za kompletną darmochę. Nieźle pomyślane, a największe wrażenie robi na mnie obsługa - TO SIĘ NAZYWA ŻYCZLIWE NASTWIENIE do zawodników (zgodnie z zapowiedzią na wwww)
Ostatnia szamka (wiem wiem, dużo jem i co z tego?? :)) i rozgrzeweczka.

A później już tylko 5..4..3..2..1 START!! STOP STOP!! Jeszcze raz, zgubilibyśmy naszego mistrza!! :)))))))) I od nowa 5... POSZLI(my)!!
Pierwsze 14km bez zarzutów, tempo szybkie, ludzi sporo, ja wyprzedzam i mnie wyprzedzają. Malutkie podjazdy, asfalt, pola, trawy. Noga mi nie kręci jednak, jakoś dziwnie nie czuję tempa. Sobotnia zabawa w brukarza no nie dodała mi świeżości...
Ale spoko, myślę - rozkręce się.
17km, zaczyna się. Kamiory, korzony, kamiory, korzony, ka mio ry, ko rzo ny podjazd może i nie taki stromy ale idź pan w ch*, techniczny AŁA. Wdrapuję się na rowersie, nawet wyjeżdżam ze środkowej tarczy all.
Cały czas prawie single, wyprzedzanie często oznacza tarcie o krzaki. Ja miałem fart, bo mnie tylko jeden drasnął, ale kolo co mnie wyprzedzał - nie wcisnął się - zdjęło go drzewo - taka karma.
Od 17 do 21km to były najdłuższe chwile mojego życia. Lecimy singlem w poprzek zbocza. Tempo wolniutkie, co chwila podpórka bo korzenie i luźne kamiory EVERYWHERE (rozsypali je czy ki ch**????) Kręcimy tą ścieżką i patrzę, a tam 50m dalej przebijają mi się żagle reklamowe, jadę ciut dalej, wszystko otaśmowane. Myślę: wow, się kolesiowi chciało przygotować takie coś w środku lasu.... Za chwilę wiem czemu - pierwszy zjazd - podobno 29%. Zjeżdżam ale czuję że igram z losem przy moich umiejętnościach. Dupa moooocno w tyle i jakoś poszło.
Okazało się że to świetny punkt na trasie bo kolesi z aparatami i kamerami od metra! (przypał było więc schodzić ;P) Od tej pory już były tylko takie zjazdy [!!!] - Galiński nie robi objazdów bo za stromo, na każdym prawie króka modlitwa i ogień, kazdy oznaczony [!!!] (zamanie w tej jego skali brakło by czaszek :))))))
21-30km trochę bez historii. Nadal pełna koncentracja, no nie ma czasu spokojnie szamnąć żela- serio. Kilka razy odczuwam zmęczenie, tracę koncetrację i wyjeżdżam poza singla w krzaki albo na zjeździe delikatnie idę nie tak jak ścieżka prowadzi. Zmęczony owszem ale nadal wyjeżdżam w górę all jak leci - noga już się gotuje i tym razem z przodu 22 ale podjeżdżam (oprócz 2 może 3ech fragmentów, że no nie wiem czy to się da podjechać bo ledwie żeśmy włazili. Ale jeśli tak to szacunio i respekcio i teach-me-master!)
Od 30km full ogień. Trasa nadal po kamiorach (qrva), pod górkę kamiory, z górki kamiory, korzony, jeszcze podjazdy kurwa z takimi hopkami (zjazdy zresztą też - na jednym wystrzeliło Zająca - mojego dzisiejszego kierwcę w kosmos). Dopadam jakąś grupkę. Najpierw ich tylko widzę, ale z czasem jestem coraz bliżej. 5 osób. Polny podjazd za lasem i dwójka z nich już za mną. Wskakujemy na te pola i zaraz okazuje się, że znam już trasę bo z Zajączkiem robilismy tam rozgrzewkę, więc podkręcam tempo wiedząc co mnie czeka. 1 ucieka, ja wciągam trzeciego. Wpadam na singla dookoła stadionu. Jeszcze tylko zjazd - rzecz jasna [!!!] - na szczęście krótki, a za nim długawy ale spokojny podjazd i mijam czwartego. Wyskok na asfalt, 200m, dochodzi do mnie, wyprzedza, wpada pierwszy na stadion. Finiszujemy, jestem o grubość gumy przed nim, nooo, mooooże pół koła. Podziękowaliśmy sobie, a miłe panie same zdjęły z nas numerki bo z lekka nas zamroczyło :)
Czas 2:27 wstępnie 69 w open ale wyników coś nie widze ofiszal. Zając po wyjebce zjechał z giga na mega i sklasyfikowali go na 2:23 (na liczniku ma 2:13, a ja 2:26 więc ze 20min na świeżości by mi wsadził, ale z nim tyle przegrać to jak wygrać :D)
Zmęczyła mnie traska psychicznie, no kurwa nie było minuty na relaks, full koncentracja. Trasa na arytmię serca, bo rytmu jazdy to tam nie można było złapać za bardzo. Tak myślę, że ręce to bolą mnie bardziej niż nogi.
Organizacja PERFECT. Za darmo dostałem koszulkę, bidon, jakiś medal okolicznościowy :P, czipa, oznakowanie trasy, żele enerwita na bufetach! ALL NAJWYŻSZA KLASA! After porcja makaronu z mięchem, dla każdego taka sama i ciepła! Owoce, izo - full wszycho. i pytam: moooożnaaaaa????? da się????? a nie 60zł i chuj wielki za to dostajesz "widomo gdzie", a ludzi tyle, że gdyby nie dziewczyny....

Będę śmigał w Gielniowie ZAWSZE, nawet jeśli będzie wpisowe!!

PS: Ale ten nasz mistrzu wycieniowany.... a takie pierdolnięcie :)


Kategoria z2011


  • DST 50.00km
  • Sprzęt PUCH
  • Aktywność Jazda na rowerze

fxc week 10

Piątek, 24 czerwca 2011 · dodano: 24.06.2011 | Komentarze 0


Kategoria fxc2011


  • DST 31.00km
  • Czas 01:08
  • VAVG 27.35km/h
  • VMAX 39.00km/h
  • Sprzęt A4
  • Aktywność Jazda na rowerze

wieczorna procesyja

Czwartek, 23 czerwca 2011 · dodano: 24.06.2011 | Komentarze 0

Kilka tempówek, bez większego planu. Powoli odczuwam potrzebę wakacji.


Kategoria t2011


  • DST 40.00km
  • Sprzęt PUCH
  • Aktywność Jazda na rowerze

fxc week 09

Piątek, 17 czerwca 2011 · dodano: 20.06.2011 | Komentarze 0


Kategoria fxc2011


  • DST 77.00km
  • Teren 77.00km
  • Czas 03:20
  • VAVG 23.10km/h
  • VMAX 41.00km/h
  • Sprzęt A4
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mazovia MTB - Rawa Mazowiecka

Niedziela, 12 czerwca 2011 · dodano: 12.06.2011 | Komentarze 30

Jako że patriota ze mnie lokalny całkiem fest, a to prawie lokalnie nie wyobrażałem sobie, że nie wystartuję w tym maratonie. Bo to w Rawie. Bo tak. I już.

Sobota. Dziwnie się czuję. Wypad tak blisko, że nie czuję atmosfery wyjazdu. Ile tam będziemy jechać- pół godziny?? Szkoda muzę włączać.

Niedziela. Pobudka. Już ją czuję. Rozstawałem się z nią 3 razy przed trzaśnięciem drzwiami. Po szczegóły zainteresowanych odsyłam do odpowiedniego akapitu TU.

Dalej standard prosidżer. Docieramy na miejsce, biuro, łachy na dupę, kręcimy (korbami, kołami i się po okolicy). Acha. Jeszcze tylko gumę zmieniam tuż po zdjęciu rowersa - wentyl nie trzyma. Jego strata - trasę będzie kukał z tylnej kiermany. Swoją drogą, nie ma jak zjebaną gumę wziąć jako zapas "na wszelki". Ale cóż - my z Exarem tak już mamy, że wskazówa w zegarze dla nas w inną stronę się kręci :]

Ostatnie podrygi, wskakujemy w sektory. Najpierw trzeba go wywąchać - no ale nie jest to zadanie trudne - na naszym 11tym zabawa się kończy... i jedzie hobby. Do czego to doszło? Ale nic...

Wybija godzina zero. Znaczy dla Rękawka i spółki, dla nas jest przecież dopiero "za dzisięć". Zbliżamy się do kreski, spiker kultowo drze japę (szczerze: uwielbiam jego odliczanie!!) i bomba w górę! Tempo od startu mocne. Ale czego się spodziewać? Po pierwsze na początku zawsze takie jest, po drugie jedziemy po asfalcie, po trzecie płasko jest. Zające i wszelkie inne przedwczesne wytryski robią swoje, wjeżdżamy na pierwszy pagórek i się zaczyna ściganie. Kto miał odpasć - odpadł (zawsze mnie zastanawiało, jak to jest, że kolesie nadają tempo >40km/h, a nie potrafią pokonać 3m górki?). Na początku ziom nadaje tempo, ja za plecami, później ja się przedzieram, on za mną i tak przez pewien czas. Do czasu. Po zjeździe fita łapię malutki pociąg. W zasadzie to zaraz się przekonuję dlaczego malutki. Bo zapierdala jak jakiś japoński pocisk. Zerkam na zakrętach czy amigo też podziela to wariackie tempo, ale nie. Nie podziela. Urywam go. Kotłujemy, niektórzy odpadają, ale pociąg ma to do siebie, że dogania następnych, łapie oddech i znów goni następnych i utrzymuje się jakoś skład, a jak nie - formuje się drugi :P I tak do rozjazdu - tempo piekielne, gdy tylko warunki pozwalają. Oczywiście niejednokrotnie przychodzi mi do głowy myśl "ciekawe ile to wytrzymasz?" ale nie ma czasu na szczerą odpowiedź - trzeba spawać, podkręcać, pić czasami, a to wszystko zazwyczaj powyżej 30km/h na speszal odcinkach. Z czasem tempo się jakby uspakaja, zaczynają się pagóreczki, wjeżdża mi się wzorowo, w ogóle czuje się dobrze, oprócz tego, że ciągle myślę, że jestem niedojedzony. Nic to, jeszcze lekki zjazd i ... rozjazd. Oczywiście decyzja nieodwołalna - lecę 1sze w Mazovii giga. Niby nikt na tym rozjeździe nic nikomu nie robił, nie było przymusu pistoletem, ani bata nawet, ani mrocznych wizji snutych na głos, a z całej bandy zostało nas dwóch. Ja i ja. I dobra, i świetnie - dobrze się czujemy we własnym towarzystwie. Za jakiś czas przebija się następny... pewnie nie ostatni.

Druga pętla chciał nie chciał- wolniejsza. Tempo mi spada. Jeszcze nie zmęczony ale no kiedyś trzeba oddech złapać. W międzyczasie szamam drugą porcję błota, tankuję na bufecie, wciągam parówki, kanapkę z żółtym serem, schabowego z frytkami i jakiś deser lodowy - wszystko w postaci carbosnacka - TAK - niebieskiego! I borykam się z trasą.

Od ok 58km czuję, że są pierwsze efekty "zabawy kolejką" :P Tempo nawet na prostych odcinkach znacznie słabsze od tego z pierwszej pętli. Ale tragedii nie ma. Trochę dociskam, trochę odpuszczam - na wyczucie, byle bez szarpania, bo zaraz za nogą padnie psycha, że ta pierwsza zamiast odpoczywać ciśnie, a zamiast cisnąć odpoczywa... Tak docieram do ostatniego bufetu. No! czas znów na sytą ucztę ;) Niebieskie w bidonie jest - do mety styknie. Więc "odkręć mi proszę wodę". Kolega z bufetu odkręcił, podał (w ogóle WIELKIE PODZIĘKOWANIA - obsługa bufetów dla mnie PRZEZAJEBISTA. DZIĘKUJĘ). Piję, a tu kurwa woda.. i owszem... ALE GAZOWANA! No to popiłem... 3-4 małe łyczki bo przecież zaraz odlecę jak się tego gazu napompuję, a resztę spija koszulka, kark, głowa, twarz... i do pokonania ostatnie 10km. Mam wrażenie że słabnę, niby tempo za bardzo nie siada, wręcz jakoś chyba nawet deczko lepiej, ale już jestem zmęczony. Ewidentnie. Na szczęście wskakuję do miasta, zaraz potem park przy zalewie, ścieżka dookoła i wyjeżdżam przy mecie, a tam... odbijamy w lewo i znów w las. O matko, psychicznie mnie to jakoś przycisnęło, ale dopóki słychać miasteczko - nie ma tragedii. Za chwile jest, kawałek asfaltu - ten już prowadzi we właściwą drogę. Kreska. Finito na dziś.

Za chwilkę, no może nieprzesadnie nieco dłuższą chwilkę, wpada ziom. Miał lepiej - dostał motywkę na ostatnie metry. Nie wyglądamy najlepiej ale co komu do tego? Piciu, piciu, dekoracja, standard prosidżer, dobry bit i ucieczka do domu.

Na "do widzenia" osobisty double gratulejszyn dla Che, która już tam zorganizowała i umotywowała odpowiednio jakąś ekypę ;)) fuck, jakież ona ma pierdolnięcie w nodze - 12minut wcześniej ode mnie przecięła kreskę - istna masakra. A my meldujemy się w domkach.

Było całkiem nieźle, nieźle, całkiem dobrze, dobrze! :)


Kategoria z2011


  • DST 26.00km
  • Czas 01:00
  • VAVG 26.00km/h
  • VMAX 39.00km/h
  • HRmax 180 ( 93%)
  • HRavg 155 ( 80%)
  • Sprzęt A4
  • Aktywność Jazda na rowerze

wieczorne polowanie

Czwartek, 9 czerwca 2011 · dodano: 10.06.2011 | Komentarze 5

No wczoraj jakieś polowanie na mnie chyba było :/ Lecę ścieżką rowerową, z posesji wyskakuje kolo białym fiatem (bodajże linea) jak petarda i hebel ale sunie na mnie. Cudem w tym przypadku uskoczyłem - do rowu! Odwracam się i pytam grzecznie czy ty ślepy qrwa baranie jesteś??? Naładowany jestem jak armata, on mi macha łapskami, więc to że mu zaraz wyjebę latarę to jak 2 i 2 daje 4. Peszek! Naprzeciwko kumple owegoż "nie pyskuj kurwa" Więc pytam, "A ty adwokat? Chojrak bo z koleżkami stoisz?" TAK! No i ło, trzeba było się zawinąć - siła złego na jednego... Jebane kozactwo - jak banda jest. Ale spoko, jeszcze się spotkamy. Nie mija 15min, śmigam sobie ulicą, centrum miasta, prędkość patrolowa, oświetlony, okaskowany - no jak ten na górze przykazał, za mną osobóweczka grzecznie, a tu z jednokierunkowej wyskakuje kolo tirem (przypis autora: z powodu budowy autostrady, to pierdolone miasto wcale a wcale nie panuje nad ruchem tych jebanych posłańców śmierci- robią co chcą, walą pod prąd, na czerwonym, bez świateł, na trzeciego...CUDA) i napierdala, nie tam mnie spycha, na mnie jedzie!!! Więc ja co- znów kurwa do rowu!! Wyskakuję i kita za nim. Doskakujemy do świateł, myślę "mamy cię słoneczko", a tu przeżywam szok: kolo przepierdala krzyżówę na czerwonym. WOW. Nie pękam, lecę za nim dalej, po mieście mi nie odejdzie. Następne światła - stanął. Pytam- Ty książe ciemności, rozjaśnić Ci we łbie? Ale o co Ci chodzi? O to kurwa, że na mnie prawie wjechałeś, co samochodu też nie widziałeś?? No widziałem, ale chyba się nic nie stało? No kurwa nie ale zaraz z Tobą się coś stanie, uważaj chuju jak jeździsz! I na tym się skończyło - polemiki nie prowadził- w sumie dobrze (swoją drogą już nie pierwszy raz zastanawiam się jak wyciągnąć gościa z tira - bo z osobówki, przyznam skromnie- mam już obcykane). I tak! jestem newrowy- racja, i chuj mnie obchodzi, że agresywny - w takich sytuacjach i niegrzeczny - nie mam zamiaru tego zmienić. Jestem uczulony na zwykłe pospolite skurwysyństwo i brak marginalnego "przepraszam", a jako kierowca auta, podwójnie. Albo po stokroć. Zacznę chyba wozić ze sobą dziadkową pompeczkę... znam jednego gościa, któremu świetnie to "działa".
20/31/9


Kategoria t2011


  • DST 25.00km
  • Czas 01:06
  • VAVG 22.73km/h
  • HRmax 180 ( 93%)
  • HRavg 157 ( 81%)
  • Sprzęt A4
  • Aktywność Jazda na rowerze

rozruch

Środa, 8 czerwca 2011 · dodano: 08.06.2011 | Komentarze 0

Tempówki 2x 15min, 10 podjazdów na "Rudej Górce", kadencja
Strasznie parno w lesie, a ile mgłów Panie....
21/27/17


Kategoria t2011


  • DST 51.00km
  • Teren 51.00km
  • Czas 02:20
  • VAVG 21.86km/h
  • VMAX 32.00km/h
  • HRmax 181 ( 93%)
  • HRavg 163 ( 84%)
  • Sprzęt A4
  • Aktywność Jazda na rowerze

bpk

Niedziela, 5 czerwca 2011 · dodano: 05.06.2011 | Komentarze 0

Masakra. Dawno już nie męczyłem się tak na treningu. Mało picia (1.2L) + mało jedzenia (1baton + śniadanie) = kompletny brak nogi. Do tego ten pierd***ny upał - jak ja cierpię jak temp przekracza 20stopni w cieniu, a dziś było 28 (w tymże).
Trasa: las zmienia się w piaskownicę z każdym dniem. To co w ub. miesiącu było ubite- jest sypkie, to co było sypkie... no ledwo przejezdne. Węże i jaszczury plażują na piaszczystych drogach, a tu jakiś palant chce ich porozjeżdżać... SORRY FAUNA :)))
10/60/70


Kategoria t2011


  • DST 17.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 01:03
  • VAVG 16.19km/h
  • VMAX 32.00km/h
  • Sprzęt A4
  • Aktywność Jazda na rowerze

rzeźnicki trening :)))

Sobota, 4 czerwca 2011 · dodano: 04.06.2011 | Komentarze 0

Przypomnienie "Rudej Górki" :)


Kategoria t2011